Wiem, że to blog makowy, ale nie mogę się powstrzymać. W sumie temat jest technologiczny, więc mam nadzieję, że mi wybaczycie, że trochę będzie nie o Apple. Otóż, jak co po niektórzy wiedzą (w szczególności słuchacze MacGadki), moim operatorem telefonicznym jest Orange.

Od kilku lat borykam się z dramatycznym problemem polegającym na katastrofalnej jakości połączeń telefonicznych. Przyczyna tego wszystkiego jest banalna. Przeprowadziłem się w miejsce gdzie zasięg owszem jest, ale na podwórku i trochę w jednym z pokoi. O swobodnej rozmowie z kuchni bądź dużego pokoju mogę jedynie pomarzyć. Podobna sytuacja jest u mnie w pracy (w zasadzie centrum Wrocławia). Moje biurko tak pechowo stoi, że dominującym komunikatem na moim telefonie jest „brak sieci” lub „szukam sieci”. Już się nauczyłem, że jak tylko dzwoni telefon, to muszę wybiec na półpiętro albo najlepiej do drugiej części budynku. Tam może będę miał szczęście i uda mi się porozmawiać. Akurat pech chciał, że zarówno mieszkam jak i pracuję na parterze. Ale co? Mam się przeprowadzić, żeby w końcu móc porozmawiać przez telefon?

Nie potrafię policzyć ile przeprowadziłem rozmów telefonicznych z biurem obsługi klienta, podczas których narzekałem, że „rwie mi”, „przerywa rozmowy”, „nie można się do mnie dodzwonić”, „nie mogę się do nikogo dodzwonić”. Urocze konsultantki Orange’a, zapewne z uśmiechem na twarzy, przekazywały mi, że „operator nie gwarantuje jakości połączeń wewnątrz budynków”.  No jasna cholera, co mam w namiocie na podwórku zamieszkać? Pracować też mam na podwórku?

Za każdym razem, gdy składałem reklamację, że „mi rwie” dzwonił do mnie Pan konsultant z działu technicznego. I tak się jakoś dziwnie składało, że każda z tych rozmów była przerwana, właśnie z powodu dramatycznego zasięgu. Co ciekawe, nigdy nie oddzwaniali drugi raz. Zapewne procedury Orange pozwalały im po takiej, co by nie było udanej, próbie skontaktowania się z klientem zamknąć daną reklamację.

Ostatnio, będąc w salonie, złożyłem kolejną taką reklamację. A co mi szkodzi? :) Różne są hobby, jedni zbierają znaczki, ja hobbystycznie składam reklamacje w Orange. Tradycyjnie oczekiwałem telefonu z działu technicznego. A czego się doczekałem? Zamknięcia reklamacji, bez jakiejkolwiek próby kontaktu, bez sprawdzenia, czy zgłaszana reklamacja ma w ogóle zasadność. Proszę bardzo tak wygląda gotowa formatka Orange dla klientów, którzy są niezadowoleni z jakości połączenia:

 

 

Jakbyście mieli wątpliwości, to przywołany par 6, pkt. 1 brzmi tak:

Operator świadczy, zgodnie z Regulaminem, usługi telekomunikacyjne w sieci telekomunikacyjnej, zwane dalej „usługami telekomunikacyjnymi”, w zakresie istniejących możliwości technicznych, zgodnie z normami technologicznymi ETSI (European Telecommunications Standards Institute).

Jakieś wątpliwości? Jestem na 100% pewny, że nikt nawet nie pochylił się nad moim problemem, nie zadał sobie najmniejszego trudu sprawdzenia czegokolwiek. Po słowach kluczowych z mojej reklamacji wybrano jedną z wielu typowych odpowiedzi. Podejrzewam, że nie długo będzie tak, że klienci będą wypełniali elektronicznie reklamacje, po czym automat będzie rozpoznawał czego dotyczy dana reklamacja i odpowiedź będziemy mieli niemalże natychmiast po jej złożeniu. To dopiero będzie super obsługa klienta.

Jeżeli o mnie chodzi, ten ostatni automat, wybranie formatki i przesłanie do mnie, zamiast chociaż udania, że ktoś się mną zainteresował przelał czarę goryczy. Po ponad 11 latach korzystania z usług Orange i zapłaceniu mam wrażenie dziesiątek tysięcy złotych abonamentu za kilka już teraz numerów, żegnam się. Nie chce im się nawet zadzwonić i sprawdzić zgłoszenia reklamacyjnego klienta, wolą wysłać gotową formatkę jaką zapewne dostaje setki klientów z całej Polski, to moich pieniędzy już więcej nie zobaczą.

Orange – prywata