Wielokrotnie zdarzało mi się narzekać na ograniczone miejsce na monitorze mojego komputera. Posiadane przeze mnie 1280×800 pikseli to, jak czas pokazał, zdecydowanie za mało. Co tu dużo mówić, na tak małym ekranie, najczęściej mieści się okno tylko jednego programu. Dopóki używa się jednej aplikacji w danym czasie, to nie jest to problem. Przy pisaniu maila, przy pisaniu dokumentu w Wordzie jeden mały ekran w większości przypadków wystarcza. Ale często nawet przy używaniu tylko jednej aplikacji na monitorze, który ma w pionie tylko 800 pikseli, zwyczajnie się nie mieszczę. Jedną z metod, których rozpaczliwie się chwytam, starając powiększyć sobie przestrzeń życiową, jest przeniesienie docka na lewą stronę ekranu. Po prostu chciałbym, żeby jak najwięcej kartki w Wordzie mieściło mi się na ekranie.

Z tego właśnie powodu, z ogromnym niepokojem przyjąłem informację, że najmniejsze MacBooki Air mają rozdzielczość 1366×768 pikseli. Nie podoba mi się ta tendencja, bo co będzie jak kolejnego MacBooki Pro pojawią się tylko w rozdzielczości o proporcjach 16:9? Po co mi dodatkowe piksele w poziomie, skoro ja się w pionie nie mieszczę! Na moich 800 pikselach dopracowałem sztukę rozmieszczania okien wręcz do perfekcji. Nie uwierzylibyście jakie sztuczki potrafię wykonać, tworząc nawet proste rzeczy w Pikselmatorze.

Jednakże są takie momenty, gdy przestaję się mieścić. Czasami muszę mieć otwarte 3-4 okna jednocześnie. W jednym oknie tworzę jakąś treść, a z pozostałych korzystam informacyjnie. I wówczas nie ma takiego cudu, który pozwala mi to zmieścić na moim małym monitorze. Do wczoraj męczyłem się w tego typu sytuacjach i przełączałem się między oknami kilkanaście razy w ciągu minuty. Natomiast od wczoraj wszystkie okna, które są mi potrzebne mogę przenieść na drugi monitor.

Nie potrzebowałem żadnych dodatkowych funkcji oprócz dodatkowego monitora, żadnych głośników, huba USB, kamerki, itp. Nie ukrywam, że niewygórowana cena też była dla mnie ważnym kryterium. Te wszystkie czynniki spowodowały, że w kierunku Apple Cinema Display nawet nie spojrzałem. Potrzebuję tylko większej przestrzeni ekranu, nic więcej. Kupiłem wczoraj Asusa 21,5 VE228H LED Black.

Podłączenie jest banalne, nie ma żadnej konfiguracji, mój MBP od razu zobaczył zewnętrzny monitor. Muszę używać przejściówki MDP->VGA. Obraz jest rewelacyjny, jasny, nie mam póki co żadnych uwag.

Nie śmiejcie się z pozostawionych nalepek na monitorze, ale umówiłem się ze sprzedawcą, że do wtorku mam czas na testy. Gdyby coś było nie tak, mogę odnieść i wymienić na inny egzemplarz, pod warunkiem że nie zdejmę żadnych nalepek.

Odczuwam wyraźną poprawę w jakości pracy już teraz. Pisząc ten tekst zaglądałem do zewnętrznych materiałów na dodatkowym monitorze, nawet na chwilę nie tracąc okna z tworzonym tekstem sprzed oczu.

Jest jeden poważny zgrzyt. Twórcy Liona chyba zapomnieli zapomnieli o obsłudze zewnętrznych monitorów. W przypadku uruchamiania aplikacji w trybie pełnoekranowym, dany program otwiera się na podstawowym ekranie, a na zewnętrznym monitorze w tym czasie jest… hmmm… no właśnie nic tam nie ma. Szara tkanina, która pojawia się w 10.7 jako tło w Mission Control.

Mam nadzieję, że zostanie to poprawione w kolejnych wersjach systemu, bo aż prosi się o sensowne wykorzystanie drugiego monitora w przypadku korzystania programów w trybie pełnoekranowym.

Więcej przestrzeni, czyli o zaletach zewnętrznego monitora
Tagi: