Oj dawno nie miałem czegoś takiego co mógłbym określić mianem „leniwego weekendu”. Bardzo dużo się działo. Przede wszystkim wolne weekendy pochłonął wyjazd na Macworld, a po powrocie rzuciłem się nadrabiać stracony czas w przygotowaniu do Biegu Piastów. To wszystko razem powoduje, że poniższy wpis jest zbiorem tego co robiłem, co czytałem, w co grałem i czego słuchałem z ostatnich kilku tygodni.

Zabrałem się w samolocie do San Francisco za kontynuację Znachora (ciągle jestem pod wrażeniem tej książki!), czyli Profesora Wilczura autorstwa Tadeusza Dołęgi Mostowicza. Książka jest świetna, czyta się ją znakomicie, a podstawowa różnica polega na tym, że… nie stoi za nią film. Czytając Znachora, miałem przed oczami kolejne sceny ze świetnego filmu z Jerzym Bińczyckim w roli głównej.

A tutaj pustka. Oczywiście tytułowy Profesor Wilczur to w mojej wyobraźni nadal Jerzy Bińczycki, a Profesor Jerzy Dobraniecki to oczywiście Piotr Fronczewski, ale to jednak już nie to samo. Najważniejsza różnica jest taka, że nie znałem zakończenia i nie wiedziałem czego się spodziewać. Druga sprawa, że jest bardzo mało postaci, które powtarzają się ze „Znachora”, co powoduje, że z jednej strony wiem jak wygląda tytułowy Profesor Rafał Wilczur, ale już np. nie wiem jak wygląda młoda dr Łucja, a szkoda. Ale to jedyna różnica w odbiorze książki, która oczywiście nie przeszkadza w żaden sposób. Jak ktoś polubił „Znachora”, to „Profesora Wilczura” przywita z ogromną radością. To czyta się dokładnie tak samo. Książka jest dostępna w iBooks Store za zawrotną cenę 0,49 euro.

Profesor Wilczur 1

Profesor Wilczur 2

Chciałem dzisiaj polecić grę, w którą gram grubo od ponad roku nieprzerwanie – LandGrabbers. Jest to klasyczny RTS, który oprócz sprawnych palców wymaga bardzo strategicznego myślenia. Z początku gra wydaje się banalna, różnymi rodzajami żołnierzy atakuje się inne plemiona, a celem, jak zawsze w takich grach, jest całkowite wybicie wroga. Proste? Tylko z pozoru. Na wyższych poziomach można się całkiem nieźle spocić. Co tu dużo mówić, gra jest dosyć trudna, a przejście jej na 100% wymaga duuużo wprawy.

LandGrabbers-1

LandGrabbers-2

Niestety gra nie obsługuje iClouda, co powoduje, że jak przeszedłem ją na jednym iPadzie, to nie mam żadnej historii kupionych przedmiotów na drugim urządzeniu. Ale trudno, gra jest na tyle dobra, że chętnie zapłacę za pewne rzeczy jeszcze raz.

Koniecznie spróbujcie LandGrabbers. Podstawowa wersja, kilka poziomów, jest za darmo, ale żeby odblokować ich więcej trzeba wydać trochę pieniędzy w App Store. Zróbcie to bez wahania, gra przyniesie Wam przynajmniej kilka tygodni rozrywki. Ja już gram w nią dłużej niż rok i nie mam żadnych oznak znudzenia. Polecam!

Opowiadałem w ostatniej MacGadce, że mam sporo nieprzesłuchanych do końca, do ostatniej nuty, płyt z lat 80-tych i 90-tych. Między innymi dlatego jestem przeciwnikiem, póki co, subskrypcji muzyki, np. za pomocą Spotify. Mam w swoim iTunes całe zbiory płyt, które wymagają przypomnienia i utrwalenia. O np. coś takiego:

Deicide itunes

Powyższy screenshot nie jest przypadkowy. Ten kto obserwuje mnie na Twitterze wie, że byłem wczoraj na koncercie Deicide. Od razu ostrzegam, że dzisiaj wybrana muzyka to propozycja dla osób o mocnych nerwach. Deicide to legenda death metalu z początku lat 90-tych. Mimo upływu ponad 20 lat wciąż są w mega formie koncertowej. To nie są pioseneczki dla grzecznych dziewczynek, to najcięższa i najbardziej agresywna muzyka w najczystszej formie. Deicide to death metal, który znakomicie opiera się próbie czasu i dzisiaj, płyty nagrane w latach 90-tych, wciąż brzmią znakomicie. Jeżeli jesteś fanem metalu, a nie słyszałeś wcześniej Deicide zacznij przygodę od płyty Legion (przygrywała mi dzisiaj w drodze do sklepu). Jest ona dostępna w iTunes za 7,92 euro. Tylko żeby nie było, że nie ostrzegałem, odsłuchujecie na własną odpowiedzialność :)

Przy okazji, bardzo jestem ciekawy, ilu z Was, czytelników tego bloga, słucha takich zespołów jak Deicide. Dajcie znać, może kiedyś wybierzemy się wspólnie na jakiś koncert!

Deicide 1

Deicide 2

A jak ktoś nie chce ryzykować, to… odkręćcie głośniki na full i tak smakuje Deicide:

Żyjecie? :) Przy okazji, przekopując się przez sklep iTunes zauważyłem, że 25 marca będzie do nabycia kolekcja wszystkiego co Deicide wydał współpracując z wytwórnią RoadRunner, czyli 6 pierwszych płyt w cenie 19,99 euro. Pierwsze cztery płyty są z pewnością tego warte.

1. Profesor Wilczur – Tadeusz Dołęga-Mostowicz – 0,49 euro
2. Deicide – Legion – 7,92 euro
3. LandGrabbers – podstawa za darmo, dalsze poziomy płatne

Leniwy weekend (5) – Profesor Wilczur, LandGrabbers i Legion
Tagi: