Dalej czytam „Znachora”. Pisałem o nim w poprzednim Leniwym weekendzie. Chciałbym polecić tę książkę jeszcze raz, gdyż jest po prostu świetna. Czytając ją, przede wszystkim zwróćcie uwagę na język jakim jest napisana. Jakże wielkiego kunsztu literackiego trzeba było, żeby stworzyć takie dzieło. Patrząc na konstrukcję zdań, wyszukaną formę, styl właściwy dla literatury przełomu XIX i XX wieku nie można nie być pod wrażeniem, nie można nie docenić tej książki. Tu czuć po prostu wielkość autora, jego geniusz. Tu pachnie wielką literaturą.

Dlaczego o tym piszę? Dlaczego tak bardzo roztkliwiam się nad wyszukanym językiem jakim został napisany „Znachor”? Ano dlatego, że chciałbym napisać kilka zdań o książce „Bloger” Tomka Tomczyka, znanego powszechnie jako Kominek.

Znacie tę pozycję? A znacie w ogóle Kominka? Tak, tak, to ten najbardziej zarozumiały bloger polskiej blogosfery. Oczywiście to nie jest jakaś jego wielka wada, on po prostu tak ma. Każdy bloger jest nieco egoistą i musi być trochę zarozumiały. Jednakże te dwie cechy u Kominka dominują nad wszystkim innym. „Ja, dla mnie, ode mnie, ja, ja, ja” i tak przez całą książkę. Jak już jednak przymknie się jedno oko na to nadęcie i górowanie nad wszystkim i wszystkimi, to okazuje się, że „Blogera” idzie jakoś czytać. Ba! Nawet jest ciekawe! „Bloger” jest skierowany do dwóch grup czytelników. Po pierwsze do wyznawców/czytelników Kominka – nie zaliczam się, czasami rzucę okiem, ale bez entuzjazmu, a po drugie do blogerów lub potencjalnych blogerów – czyli między innymi do mnie! Jeżeli planujecie zostać blogerem lub też marzycie o tym, żeby może czasami jakiś grosz wpadł z tego blogowania (rodzina się w końcu odczepi, nie będą w kółko pytali, co tak klepiecie ciągle w ten komputer), to przeczytajcie „Blogera”. Można go potraktować jako swojego rodzaju poradnik, co  wolno, a czego pod żadnym pozorem robić nie należy.

bloger-okladka bloger-wnetrze

Książka jest niestety nierówna. Są fragmenty świetne, np. o współpracy ze sponsorami, są także niestety fragmenty miałkie, nudne i nieco naiwne, np. kilkanaście razy powtarzane to, że koniecznie bloga trzeba na WordPressie postawić. W tym miejscu chciałbym zatrzymać się chwilę na języku, jakim jest napisany „Bloger”. Jeżeli jesteście fanami Kominka, lubicie jego prosty styl pisania, to wszystko jest w porządku, możecie zacząć czytać „Blogera”. Książka jest napisana dokładnie takim językiem jak jego blogi, prostym, niewyszukanym, czasami przemknie jakieś przekleństwo. Jeżeli jednak czytanie książek kojarzy się Wam bardziej z literaturą, która jest tworzona stylem wyższym, językiem, którego trudno znaleźć na studenckiej imprezie, z jakimś mistycznym doznaniem, nie bierzcie się za „Blogera”, bo poczujecie się jakby ktoś chlusnął Wam w twarz wiadrem pomyj.

Nie wiem, czy to da się wyczuć, ale tak jak nigdy nie byłem fanem Kominka, tak jego książka również nie rzuciła mnie na kolana. To jeden punkt widzenia. Drugi jest taki, że ku własnemu zaskoczeniu przeczytałem ją w trzy wieczory. Wniosek? Potrzebujecie strawy dla ducha, to przeczytajcie coś Dołęgi Mostowicza. Ale jeżeli potrzebujecie zwykłej, prostej rozrywki, a dodatkowo orientujecie się kto jest kim w polskiej blogosferze, to przeczytajcie sobie „Blogera”. No i przy okazji, dajcie Autorowi trochę zarobić, nie często się zdarza, żeby jakiś polski bloger napisał książkę. Bez względu na to jak oceniam „Blogera”, to szacun dla Kominka za to, że mu się chciało.

Przy okazji podzielę się jednym spostrzeżeniem. E-booki to dla mnie powrót do czytania książek. Ze wstydem przyznam, że zanim nie odkryłem e-booków, to raczej marnie wyglądały u mnie statystyki czytelnictwa. A teraz, dzięki temu, że bieżącą lekturę mam zawsze przy sobie pochłaniam miesięcznie więcej książek niż kiedyś rocznie. Piękne czasy!

Dzisiaj chciałem polecić Wam grę Shark Dash. Jak wiecie jestem fanem gier typu Angry Birds i Cut the Rope. Lubię gry, w których bardziej trzeba popracować głową niż szybkimi palcami. I właśnie taką logiczną łamigłówką jest Shark Dash. Zasady gry są proste, gumowa zabawka, w tym przypadku rekin, wciągnięty pod wodę i puszczony wyskoczy ponad wodę. Aby przejść poziom trzeba zebrać z planszy wszystkie gumowe kaczki. Proste? Oczywiście, że proste. I o to chodzi. Lubię gry, w których zasady są proste, ale sama rozgrywka już niekoniecznie. Aby przejść co po niektóre wyższe poziomy, trzeba się nieźle nagłówkować. Pograjcie to z Waszymi kilkuletnimi pociechami, będą zachwycone. Cukierkowa, perfekcyjna grafika bardzo przyciąga. Gra jest uzależniająca, działa w niej mechanizm: jeszcze tylko jeden level i idę spać… i tak do drugiej w nowy. Shark Dash jest grą uniwersalną, działa zarówno na iPhonie jak i na iPadzie, ale zdecydowanie lepiej gra się w nią na iPadzie (większy ekran!).

shark-dash-1 shark-dash-2 shark-dash-3

W tym tygodniu wzięło mnie na wspomnienia z lat młodzieńczych i na okrągło puszczałem sobie Megadeth. Dzisiaj chciałem Wam polecić najlżejszą płytę wirtuozów thrash metalu, czyli Youthanasia.

megadeth-okladka megadeth-wnetrze

Generalnie mam problem z polecaniem muzyki. Jak część z Was wie (słuchacze MacGadki), to jestem fanem strasznej rzeźni. Jednakże w Leniwym weekendzie staram się nie przeginać i znaleźć coś co zachęci, a nie zabije po pierwszych dwóch taktach (chyba, że mam się nie szczypać i mogę z grubej rury, to powiedzcie, zamorduję Was następnym razem :) ). Oto najbardziej znany utwór z tej płyty, czyli „A Tout le Monde”.

Znośne, prawda? Myślę, że tak, nawet dla całkowitych przeciwników muzyki metalowej. Polecam, ta płyta mimo upływu lat, wciąż jest świetna.

1. Bloger – Tomek Tomczyk – 39,90 zł
2. Shark Dash – 0,89 euro
3. Megadeth – Youthanasia – 9,99 euro

Leniwy weekend (4) – Bloger, Shark Dash i Youthanasia
Tagi: